Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

 

   Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii w celu dostosowania naszego serwisu do indywidualnych potrzeb czytelników. Mogą też stosować je współpracujące z nami firmy. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies.

 

   Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej  Polityce prywatności.

 

9 października 2014 r. w Łodzi odbyło się otwarte spotkanie z pokazem zdjęć i materiałów multimedialnych pt. „Bieżąca sytuacja na Ukrainie i jej konsekwencje dla Polski i Polaków”. Na spotkaniu zaprezentowaliśmy materiały fotograficzne z przejazdu do Donbasu polskiego konwoju humanitarnego, zorganizowanego przez Stowarzyszenie „Pokolenie” i Fundację Strzelecką.

9 października 2014 r. w Łodzi odbyło się otwarte spotkanie z pokazem zdjęć i materiałów multimedialnych pt. „Bieżąca sytuacja na Ukrainie i jej konsekwencje dla Polski i Polaków”. Na spotkaniu zaprezentowaliśmy materiały fotograficzne z przejazdu do Donbasu polskiego konwoju humanitarnego, zorganizowanego przez Stowarzyszenie „Pokolenie” i Fundację Strzelecką. W czasie spotkania spróbowaliśmy opisać bieżącą sytuację na Ukrainie, stan przygotowań Państwa Polskiego do nieuchronnie czekających go wyzwań oraz zaprezentowaliśmy obecne i przyszłe inicjatywy pomocowe przygotowywane dla Ukrainy. Zaprezentowaliśmy również nagrany wcześniej wywiad z dr hab. Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim, który specjalnie dla uczestników slajdowiska oraz czytelników naszego portalu odpowiedział na pytania dotyczące katastrofy w Smoleńsku i bieżącej sytuacji na Ukrainie.

   Zapraszamy do obejrzenia lub przeczytania pierwszej części wywiadu.

 

   - Chcielibyśmy tradycyjnie zacząć od pytania, które zadajemy naszym rozmówcom: co Pan czuł 10 kwietnia 2010 roku, kiedy dowiedział się pan o Katastrofie Smoleńskiej?

   - Byłem wtedy w Warszawie, a ponieważ mam sporo znajomych w grupie, co do której mogłem się spodziewać, że ktoś jest na pokładzie tego samolotu, więc przede wszystkim czułem niepokój. Było wiadomo, że zginął prezydent, ale kto jeszcze, tego w pierwszym momencie nie było wiadomo. Zatem obdzwoniłem wszystkich ludzi, co do których miałem podejrzenie, że być może tam byli. Przyznam że poza Panem Prezydentem jeszcze z trzema osobami miałem okazję zetknąć się w życiu prywatnie: z panem Handzlikiem, który pewnie mnie nie pamiętał. Razem kiedyś byliśmy na konferencji w Los Angeles, takie miałem wspomnienie wspólne, że poszliśmy sobie nocą pod molo w Los Angeles zatopić stopy w Pacyfiku... Razem ściągnęliśmy skarpetki i chodziliśmy po plaży mocząc nogi.

   Parę razy miałem zaszczyt spotkać się z panem Januszem Kochanowskim, na organizowanych przez niego konferencjach, więc nie była to dla mnie jakaś postać z ekranu telewizyjnego czy z gazet, tylko żywy człowiek, z którym rozmawiałem. Zresztą myślę, że jeden z najciekawszych ludzi, jakich w ogóle udało mi się w życiu spotkać. Bardzo nobliwy i zajmujący w rozmowie, taki przykład przedwojennego inteligenta polskiego. Miałem także przyjemność poznać, myślę że on by się przyznał gdyby żył do tej znajomości, choć jakoś się nie kolegowaliśmy bezpośrednio, ale byliśmy na jednym kursie w Oxfordzie w 91 roku – Staszka Komorowskiego.

   Zadzwoniłem do pana Waszczykowskiego... nie wiedziałem czy był na pokładzie czy nie. Kiedy ja byłem studentem, to on był magistrem asystentem na tym samym seminarium magisterskim. Więc sporo tygodni spędziliśmy razem na jednym seminarium, z tym, że on już jako młody pracownik, a ja jako student jeszcze. Znałem też paru asystentów, pana Łukielskiego na przykład, który asystował Panu Prezydentowi, obawiałem się czy on też nie zginął. To była taka pierwsza ludzka refleksja.

   Druga była państwowa, to znaczy w takim rozumieniu że cokolwiek się stało, a pewnie państwo pamiętacie, od razu były podane te fałszywe wersje o czterech podejściach itd. Zanim zostało to zweryfikowane, to jednak wytwarzało przygnębiające wrażenie na początku. Przecież nie mieliśmy żadnych własnych źródeł informacji, więc tak czy inaczej odbierałem to jako głęboką kompromitację państwa polskiego jako struktury. Co, pomijając wymiar ludzki tej tragedii, z racji moich zajęć, czyli analizowania sytuacji międzynarodowej, uważałem że jest ciężkim ciosem dla interesów Rzeczypospolitej. Tak jak by było dla każdego innego państwa, które w ten sposób zaprezentowało się albo jako takie, które nie jest w stanie wytworzyć sensownych procedur bezpieczeństwa dla swoich władz, albo nie jest w stanie ich egzekwować. Obojętnie co, jednak innego wniosku nie dało się z tego wyciągnąć. I niewątpliwie w ten sposób musieliśmy być postrzegani.

   To było w tych pierwszych godzinach. Później oczywiście się na to nałożyły kolejne wydarzenia w postaci reakcji struktur państwa polskiego na to wydarzenie, ale to jest osobna historia. Może jeszcze jedna refleksja – ważna myślę dla oceny istoty tego wydarzenia, a mianowicie fakt, że niżsi przedstawiciele państwa rosyjskiego zabrali głos na temat tej katastrofy i wypowiedzieli się co do jej istoty, co jest sytuacją w Rosji niespotykaną. W Rosji zwykle wszyscy czekają aż Kreml przemówi i później powtórzą jego opinię. Tutaj wszyscy wiedzieli co mają mówić od samego początku i to był moment zastanawiający.

   - A jak Pan doktor dzisiaj ocenia katastrofę smoleńską w kontekście zestrzelenia samolotu malezyjskiego nad Ukrainą de facto na obszarze kontrolowanym przez rosyjskich separatystów?

   - Przyznam, że nie bardzo łączę te dwie rzeczy. Może zacznijmy od ogólnego stwierdzenia. Uważam że rząd rosyjski zarówno technicznie jak i moralnie jest zdolny do wszystkiego. O czym nie musiały mnie przekonywać ani wydarzenia smoleńskie, cokolwiek tam w istocie się zdarzyło, ani zestrzelenie tego samolotu. To było wiadomo sądząc po proweniencji Putina jako oficera KGB, czyli organizacji w której uczą jak zabijać ludzi i jak nimi manipulować. To było wiadomo po sposobie zainicjowania drugiej wojny czeczeńskiej i wielu innych historiach, dla których pewnie bym tu zużył cały czas na specjalny wykład co się działo z poszczególnymi ludźmi, bo wiem że między 92 rokiem, a dniem dzisiejszym zginęło w Rosji ponad 300 dziennikarzy zamordowanych w ten czy inny sposób.

   - dzisiaj (07.10.2014) jest chyba właśnie rocznica zamordowania Anny Politkowskiej….

   - Tak, dla przykładu. Do tego dochodzą politycy rozmaici jeszcze z Anną Starowojtową i tak dalej, więc nie mamy żadnych wątpliwości co do zdolności mentalnych, psychicznych, władz rosyjskich do popełnienia każdej zbrodni. Sądzę że kwestia zestrzelenia samolotu malezyjskiego nie podlega już żadnej dyskusji i jest już wyjaśniona z odpowiedzialnością bezpośrednią rosyjską. Natomiast co do katastrofy smoleńskiej są mnożące się znaki zapytania i kompromitujący sposób prowadzenia śledztwa przez polskie czynniki oficjalne, nie mówiąc już o rosyjskim śledztwie, na którym oczywiście od samego początku nie należało polegać, bo byłoby to chyba pierwsze śledztwo w Rosji prowadzone rzetelnie, więc nie widzę powodu dla którego mielibyśmy spodziewać się, że akurat to będzie tak prowadzone.

   Natomiast oczywiście nie jestem specjalistą od katastrof lotniczych i nie jestem w stanie ocenić merytorycznie prezentowanego materiału. To co mogę powiedzieć zasadniczo powiedziałem, to znaczy zarówno zdolność mentalną rządu rosyjskiego do popełnienia każdej zbrodni, jej użyteczność polityczną w postaci złamania największego państwa w regionie i wystraszenia innych, szczególnie przy bardzo prawdopodobnym uwikłaniu, nie intencjonalnym jak sądzę, ale przez własną lekkomyślność - pozwolenie na wmanewrowanie się w całą tę historię przez rząd polski. Pewnie się dowiemy kiedyś tego, kiedy zapisy rozmów telefonicznych i kontaktów między kancelarią premiera Polski i ówczesnego premiera Rosji wypłyną. No ale na razie tego nie wiemy, możemy tylko domniemywać.

   To wszystko oczywiście skłania do jak najostrzejszych podejrzeń, ale tak jak mówię, ja nie jestem w stanie ocenić technicznych parametrów prezentowanych przez jakąkolwiek stronę na ten temat. Oczywiście też mnie jako laikowi wydaje się dziwne, że tych rozmiarów samolot rozbił się o brzozę, no ale to jest dyskusja dla znawców inżynierii katastrof lotniczych, a nie dla analityków politycznych.

   Z punktu widzenia analizy politycznej krok ten, wbrew powszechnej w Polsce opinii głoszonej przez rząd, że prezydent nie miał szans na reelekcję, co myślę że jest prawdopodobne, że rzeczywiście pewnie nie wygrałby tych wyborów, ale tego nigdy nie wiemy i już się nie dowiemy, to jednak z uwagi na rolę Polski i przykład, skutek psychologiczny, zarówno pod adresem krajów kaukaskich jak i Ukrainy jak i państwa bałtyckich szczególnie przy takim kapitulanckim zachowaniu tych struktur państwa polskiego, którym przyszło reagować na katastrofę, cel jak najbardziej był osiągnięty i pożądany przez Rosję i te skutki są odczuwalne do dziś oczywiście.

   Zresztą zauważcie państwo że, to jest oczywiście spekulacja, nie mam żadnych danych twardych żeby o tym mówić, ale rezygnacja ówczesnej przewodniczącej związku Polaków na Białorusi pod hasłem koncentracji na pisaniu doktoratu… każdy kto ma jakieś wyobrażenie o stanie psychologicznym obszarów postsowieckich rozumie moim zdaniem, że sytuacja w której Polska nie upomina się o śmierć swojego prezydenta jest wyraźnym sygnałem do wszystkich działaczy na tamtym obszarze, że gdyby im się coś stało, to o nich się również nie upomni. I czy była taka intencja czy nie było, to niewątpliwie tak to zostało odczytane. Wierzę, że takiej intencji nie było, ale byłoby dowodem oczywistej niekompetencji politycznej niezrozumienie że taki właśnie był skutek przyjętej linii politycznej przez rząd polski.

   - Panie doktorze, głównym tematem naszej rozmowy miała być Ukraina. Chcemy wrócić do tego tematu. Zacznijmy może w ten sposób, jak pan ocenia z polskiej perspektywy i polskich interesów rewolucję na Euromajdanie, to co się tam wydarzyło? I jak pan ocenia zaangażowanie realne i jak powinno wyglądać według pana zaangażowanie realne polskiego państwa czy polskiego narodu w to co się dzieje na Ukrainie, w to co się działo wtedy i do tej pory trwa. Bardzo często się pojawiają takie głosy że Polska nie powinna się mieszać w wewnętrzne sprawy Ukrainy, jak pan to skomentuje.

   - słowo „wewnętrzne” przyjmujemy w cudzysłowie, bo jest to głównie efekt propagandy…

   - Przede wszystkim nie mamy do czynienia z walką wewnętrzna na Ukrainie, chociaż też, ale mamy do czynienia z agresją rosyjską na Ukrainie, z agresją imperialnego państwa, które, o czym świadczy historia ostatnich lat kilkuset, także relacji polsko-rosyjskich, jest tym głównym podmiotem na arenie międzynarodowej, który jest w stanie w sposób trwały pozbawić Polskę niepodległości i panować nad Europą Środkową. A zatem odpowiadając na pierwszą część tego pytania, jak oceniałbym rewolucję na Majdanie z punktu widzenia polskiego interesu narodowego, to oczywiście jest to wydarzenie ze wszech miar pozytywne. Przede wszystkim dlatego że nie tylko zahamowało, ale odwróciło kierunek politycznej ewolucji Ukrainy, ze wschodu na zachód. Z Ukraińców którzy jeszcze rok temu w swojej masie nie byli narodem antyrosyjskim, uczyniło naród, którego bieżąca świadomość jest fundowana na wrogości wobec imperializmu moskiewskiego i żadnego innego.

   To jest główny czynnik jednoczący Ukraińców, nawet ponad podziałem na Ukraińców ukraińskojęzycznych i rosyjskojęzycznych, to oczywiście nie jest dokładnie tak jak w Irlandii, że mamy Irlandczyków mówiących w języku celtyckim i po angielsku, ale wszyscy są Irlandczykami, ale myślę że w pewnym przybliżeniu można to tak tłumaczyć, ze świadomością wszystkich różnic rozmaitych regionów Ukrainy, których jest więcej niż Wschód, Zachód i Centrum jak to się powszechnie uważa. Sądzę również, że jest to przejaw demonstracji tradycji obywatelskiej, rozumianej jako tradycja republikańska. Ci, którzy znają historię i tradycję Pierwszej Rzeczypospolitej, a wsłuchają się w retorykę Majdanu, gdzie zwracano się do siebie per "Szanowne Towarzystwo"... to brzmiało trochę tak, jak konfederacja wojskowa wojsk I Rzeczypospolitej, gdzie panowie bracia, szlachta komputu narodowego, zwracali się do siebie jako do obywateli, jako do tych, którzy są, że tak powiem prostując się z dumy, jedynymi uprawnionymi do tego, żeby sobie królów obierać, i podlegać tylko takim panom, jakich samych nad sobą mieć chcieli, którzy są samą Rzecząpospolitą. Rzeczpospolita nie jest strukturą wytworzoną obok nich, to oni nią są.

   To jest ta tradycja, to podniesienie się politycznego narodu ukraińskiego do poziomu obywateli republiki czyli Rzeczypospolitej było tam bardzo silnie demonstrowane. I w sposób drastyczny oddzielało ten kraj od tradycji moskiewskiej. Dodam może o tego, bo to warto przypomnieć te słowa, coś co powiedział w czasie swej pielgrzymki na Ukrainę Jan Paweł II, a mianowicie że to Kijów był Jerozolimą wschodniej Słowiańszczyzny, a Dniepr był jej Jordanem, co było oczywiście przeciwstawieniem się idei trzeciego Rzymu, czyli Moskwy. I myślę że ta obywatelskość Ukrainy zademonstrowana przez niezgodę jej obywateli na podleganie skorumpowanemu reżimowi, który uzurpował sobie władzę nad nimi.

   W Polsce często możemy usłyszeć że był to zamach stanu obalający legalnego prezydenta, bo prezydent był wybrany w legalnych wyborach. Tak, był wybrany w legalnych wyborach, ale na skutek manipulacji konstytucyjnych przez podporządkowany sobie Trybunał Konstytucyjny zmienił uprawnienia urzędu prezydenckiego wbrew obowiązującym w momencie jego wyboru, innymi słowy gdyby na przykład prezydent Komorowski zaczął sobie uzurpować prerogatywy prezydenta Stanów Zjednoczonych, to mielibyśmy prawo wszyscy stwierdzić, że na taki urząd go nie wybieraliśmy. I tak należy rozumieć pozycję polityczną Janukowycza w momencie rewolucji na Majdanie w stosunku momentu jego wyboru z 2010 roku, kiedy był wybierany na urząd o zupełnie innych kompetencjach i pozaprawnie sobie te kompetencje poszerzył przyjmując jeszcze 16 stycznia 2014 roku szereg ustaw żywcem przepisanych z ustawodawstwa Federacji Rosyjskiej, co przecież na Ukrainie było powszechnie dostrzegalne z racji znajomości języka rosyjskiego, tylko zamieniono słowa Federacja Rosyjska na Ukraina.

   I to było wiadome, mam sporo przyjaciół na Ukrainie, w tym profesora Akademii Mohylańskiej będącego także duchownym ukraińskiej cerkwi Patriarchatu Kijowskiego, człowieka po wylewie krwi o mózgu, który już sparaliżowany tam to wszystko przeżywał, a zatem dlatego o tym mówię, żeby pokazać, że to jest ostatni wyobrażalny materiał na rewolucjonistę – duchowny, profesor po wylewie krwi do mózgu. I on w mailu napisał do mnie po 16-tym stycznia, że nie zostało już im nic innego jak tylko rewolucja. Że została im niewola albo rewolucja. Że te przyjęte ustawodawstwa nie pozostawiają im żadnego wyboru, jeśli nie chcą żyć jak niewolnicy muszą walczyć.

   Więc po pierwsze to nie był bunt ekstremistów, którym się coś tam, jakieś nacjonalistyczne rzeczy przyśniły. To był bunt obywateli. Oczywiście jak w każdym buncie do każdego buntu dołączają się także siły ekstremalne, ale mówiąc już wprost, oczywiście chodzi o Prawy Sektor lub partię Swoboda: ich bojówkarze u 16-to tysięcznej Samoobrony Majdanu stanowili od 300 do 500 bojowników, w związku z czym znikomy procent. W ostatnich wyborach prezydenckich głosy które padły na obu kandydatów, na Tiahnyboka i na Jarosza dały razem poniżej 1,2% a zatem mniej niż głosy które padły na kandydata pochodzenia żydowskiego Wadima Rabinowicza, który dostał nieco ponad 2%. Więc straszenie Polaków banderowską, antypolską Ukrainą jest zupełnie oderwane od rzeczywistości, nie dlatego że nie ma tam flag banderowskich symboli czy haseł, ale dlatego że po pierwsze spośród 25 obwodów administracyjnych Ukrainy, ta tradycja dotyczy 5 obwodów, czyli Galicji i Wołynia, a po drugie jest pamiętana jako tradycja zaciętej partyzantki antysowieckiej, a nie rzezi dokonywanych na ludności polskiej z prostego powodu: nikt nie chlubi się zbrodniami. W związku z czym niewątpliwie zbrodnicza działalność UPA sprzed 70 lat nie jest częścią tradycji, która była przekazana przez dziadów wnukom, bo to była rzecz przemilczana, a w szkołach też tego nie uczono. I żeby wyjaśnić to moim rodakom, to myślę że najlepiej odwołać się do przykładu hetmana Stefana Czarnieckiego, który jest przecież w Polsce pamiętany z heroicznej walki z najazdem szwedzkim, a nie z tłumienia powstania kozackiego na Ukrainie, o czym wiedzą historycy. Ta jego rana w podniebieniu była właśnie z wojen kozackich ale to jest bohater narodowy wojny ze Szwecją, a nie symbol walki z Ukraińcami. I podobnie UPA w pamięci współczesnych Ukraińców jest symbolem walki z Sowietami, a nie zbrodni dokonywanych na Polakach, co oczywiście nie uchyla faktu zbrodniczości tradycji tej organizacji, ale musimy oderwać realia polityczne sprzed lat 70-ciu od współczesnych realiów politycznych jeśli nie chcemy być mimowolnym narzędziem imperializmu rosyjskiego, który jest dla nas groźny.

   Dla tych którzy mają jeszcze wątpliwości co do istoty sprawy, przypomnę że zbrodnie OUN-UPA na obywatelach polskich możliwe były wyłącznie w skutek zniszczenia państwa polskiego który to akt został dokonany razem i w porozumieniu przez Związek Sowiecki i III Rzeszę niemiecką a nie przez narodowy ruch ukraiński który nigdy by nie miał na to siły. W polityce obowiązuje również pewna kalkulacja zagrożeń z punktu widzenia siły fizycznej, jaka stoi za pewnymi wyobrażeniami. Za antypolską pamięcią historyczną Ukraińców nie stoi w tej chwili żadna siła materialna która byłaby w stanie przekształcić ten nurt myślenia w realną groźbę dla państwa polskiego. Natomiast za imperializmem rosyjskim stoi potężna armia z głowicami jądrowymi, prowadząca operacje wojenne a to w Gruzji, a to na Ukrainie, a to manewry u granic Polski jak Zapad 2009 czy Zapad 2013 no i podsumowując tu trzeba pamiętać że to Putin był w KGB, a nie Poroszenko w UPA. I to są realia, a nie pewne wyobrażenia i legendy które będziemy tworzyli.

   - Panie doktorze, agresja rosyjska na Ukrainę spowodowała w Polsce wielorakie dyskusje na temat stanu obronności państwa, na temat funkcjonowania armii Rzeczypospolitej obecnej, czy mógłby pan to skomentować, jak pan to w tej chwili ocenia – chodzi mi o wpływ tych ostatnich wydarzeń na sytuację w Polsce, ale również ocenę czy w tej sytuacji państwo polskie powinno pomagać Ukrainie nawet militarnie. Może oczywiście nie bezpośrednio, bo jesteśmy państwem będącym w strukturach sojuszu północnoatlantyckiego, i to mogłoby być źle odebrane na świecie, ale jest wiele sposobów jak państwo polskie mogłoby pomóc w tej chwili Ukrainie, a tego generalnie nie czyni.

   - To jest faktycznie cały zestaw pytań, na które należałoby też odpowiedzieć poruszając osobno rozmaite wątki. Po pierwsze musimy odróżnić to co byłoby pożądane od tego co jest realnie wyobrażalne. Biorąc pod uwagę fakt, że stan świadomości społecznej tak Polaków jak i Ukraińców jest pewnym faktem politycznym równie istotnym jak stan zbrojeń, czy stan finansów, czy stan gospodarki. To że ludzie podzielają jakieś poglądy jest realnością polityczną. Taka jak te wszystkie materialne elementy. I w tej stanie realności politycznej, świadomości politycznej i Polaków i Ukraińców, bezpośrednie nazwijmy to państwowe przystąpienie Polski do wojny u boku Ukrainy o jej integralność terytorialną jest wykluczone.

   Ale specjalnie nie powiedziałem, że gdyby było możliwe, byłoby czymś nagannym. Nie, ono jest tylko niemożliwe. I jako takie byłoby naganne, bo zamiast do skutków pozytywnych doprowadziłoby do negatywnych przy tym stanie świadomości. Ale myślę, że nikt z nas nie ma wątpliwości, że gdyby to była Polska okresu międzywojennego z Piłsudskim na czele, to już byśmy się tam bili.

   Natomiast wracając do realiów współczesnych - po pierwsze dlaczego wsparcie dla Ukrainy leży w żywotnym interesie Polski? Nie chodzi o to żeby pomagać Ukrainie, w pewnym sensie wykonawczym - tak, ale w sensie strategicznym jest to moim zdaniem oddawanie podstawowej usługi na rzecz niepodległości Rzeczypospolitej, mianowicie trzymanie imperium rosyjskiego możliwie najdalej od naszych granic. I także odbieranie rosyjskiej klasie politycznej która nie ma żadnej innej tradycji państwowej jak tylko imperialna. Rosja albo była w stanie smuty, albo była w stanie ekspansji imperialnej, innego stanu Rosja w swojej historii nie zna. W związku z tym należy obecnej dziś żyjącej rosyjskiej klasie politycznej odebrać doświadczenie sukcesu ekspansji – albowiem polityka która prowadzi do sukcesu jest powtarzana.

   Jak każda działalność ludzka, jak coś robimy i przynosi nam to korzyści i sukces no to chętnie robimy to znowu. Rosja która wygrała wojnę w Czeczenii, która nie zrealizowała wszystkich swoich celów politycznych ale jednak znaczne, w ramach wojny w Gruzji, która odniosła bezkrwawy sukces anektując Krym, sięgnęła po następną ofiarę i jak dotąd nie zrealizowała swoich celów. Ukraińcy są pobiciu po Iłowajsku, w pewnym psychologicznym wymiarze ale proszę pamiętać że obszar pod panowaniem dywersantów rosyjskich, specjalnie nie używam słowa separatystów, bo musimy to nazwać dokładnie, obejmuje od 20 do 30% tego, co mieli w punkcie wyjścia. Putin odgraża się że w ciągu dwóch dni zajmie Warszawę, Wilno, Tallin, Rygę i Bukareszt, no ale póki co nie może zająć lotniska w Doniecku i niech tak zostanie. Nie chcę przez to powiedzieć że Rosja nie jest w stanie znów w sensie czysto wojskowym przeprowadzić operację na szeroka skalę która by rozbiła armię ukraińską, czy też armie państw środkowoeuropejskich. Ale chcę przez to powiedzieć, że politycznie to wcale nie musi być takie proste. To by wymagało jednak mobilizacji narodowej. 45-milionowa Ukraina to nie jest kraj który można podbić siedmioma tysiącami, mówiąc językiem staropolskim, ludzi luźnych, rozmaitych ludzi których się zbierze z całej Rosji, żądnych przygód bądź pieniędzy i rzuci na lotnisko w Doniecku. To właśnie można o Ługańsk i Donieck powalczyć, ale nie zdobędzie się przy pomocy jednej niepełnej dywizji Kijowa. Ani Warszawy.

   W związku z tym mobilizacja na pełną skalę stawiałaby już zupełnie inne wyzwania polityczne wewnętrzne także przed Rosją. Oczywiście 80-parę procent Rosjan popiera obecną politykę Putina, ale co innego jest popierać ją poprzez dawanie lajków na Facebooku, a co innego poprzez przywdzianie hełmu i wzięcie kałasznikowa do ręki. Więc im bardziej Ukraina zużyje rosyjską zdolność ekspansywną, zarówno w kategorii zabitych żołnierzy rosyjskich, jak i zniszczonego sprzętu, jak i zużytych zasobów materialnych czy to na samą wojnę, czy w związku z sankcjami zachodnimi jakie dotykają Rosję, tym mniej tego potencjału imperialnego będzie mogła Rosja zużyć na kolejne państwa, w tym na Polskę. Myślę, że nie muszę nikomu tłumaczyć, że ta zmiana równowagi sił w Europie, nastąpiła w roku 1654, w momencie Rady Perejasławskiej, gdy Ukraina z Kijowem przeszła pod władanie Moskwy i o ile do tego momentu to wojska Rzeczypospolitej bywały na Kremlu, to od tego momentu wojska imperium moskiewskiego bywały w Warszawie i to raczej dłużej niż krócej. Chodzi o to, żeby więcej tak nie było.

   Nie może być sytuacji w ramach której Imperium Rosyjskie w jakiejkolwiek formie, bezpośredniego panowania, czy systemu państw zwasalizowanych stanie wzdłuż całych wschodnich granic polskich i złoży nam propozycję nie do odrzucenia i wtedy będzie za późno. Wtedy my znajdziemy się w sytuacji Ukrainy i będziemy prosili Zachód być może z podobnym skutkiem jak teraz Ukraińcy o interwencję na naszą rzecz. A zatem ostatnia rzeczą jaka Polska potrzebuje to jest zarysowany scenariusz przez naszą premier zamknięcia się w domu i czekania aż ten bandyta, który grasuje na naszej ulicy zrządzeniem boskim ominie dziś nasz dom. Dzisiaj. A jutro? Wprost przeciwnie, to właśnie trzeba się bronić razem i jak dalece Polska tylko jest w stanie bez naruszenia własnych zdolności wojskowych zaopatrywać Ukrainę w potrzebny im materiał wojenny, ja tu nie mam przeglądu asortymentu, który byłby niezbędny ale mogę sobie wyobrazić że amunicje albo jakąś broń precyzyjną, polskie rakiety GROM w Gruzji się świetnie sprawdziły na 12 odpaleń 9 trafień, więc oby tak dalej. Wprawdzie Rosjanie nie używają samolotów w tej chwili na Ukrainie, ale tak czy inaczej sądzę, że pewne systemy uzbrojenia, które mogłaby wyprodukować polska branża zbrojeniowa byłyby przez Ukraińców z chęcią przyjęte. Sądzę, że warto nawet byłoby zainwestować w to, ale proszę także zwrócić uwagę na fakt, że jest to inwestycja na przyszłość, że jeśli w jakimś tam asortymencie, ekwipunku czy uzbrojeniu armia ukraińska będzie posługiwała się sprzętem polskim, to oznacza to trwałość zamówień dla polskiej zbrojeniówki. I tego biznesowego wymiaru nie należy bagatelizować, wymiary który oczywiście nie powinien w tym przypadku dominować, nie dlatego, że to mieszczańskie i nieromantyczne, ale dlatego że istnieje pewna hierarchia celów państwowych.

   Państwo nie jest instytucją powołaną do zarabiania pieniędzy. Przede wszystkim jest jednak powołane do zapewnienia bezpieczeństwa swoim obywatelom z tej prostej przyczyny że aby prowadzić jakąkolwiek sensowną politykę oświatową, kulturową, gospodarczą, jakąkolwiek inną, trzeba istnieć. A zatem przede wszystkim trzeba dbać o bezpieczeństwo, podmiot który przestaje istnieć żadnej polityki nie prowadzi. I w tym rozumieniu istnienie niepodległej Polski, takiej która będzie miała swobodę decyzji niezależnej od nacisków rosyjskich bezpośrednich czy pośrednich za pośrednictwem partnerów Rosji na zachodzie, których nie brak. Taka Rzeczypospolite może być moim zdaniem zbudowana tylko w warunkach złamania ekspansjonizmu rosyjskiego, a Ukraina jest tutaj krajem rozstrzygającym.

   Jeśli pozwolimy na ekspansję rosyjską, jeśli uznamy że Polska nic nie może, bo to jest kolejny przedmiot do dyskusji, bardzo jest rozpowszechniony w Polsce taki pogląd, że Polska to jest taki mały kraj który powinien siedzieć cicho, bo czy on się opowie za czymś, czy nie opowie, rzuci swój potencjał na szalę czy nie rzuci, to ten potencjał jest tak mały, że nic z tego nie wyniknie najwyżej zostaniemy dostrzeżeni przez wielkich nieprzyjaciół i z zemsty zgnieceni. Więc po pierwsze chciałbym zapewnić wszystkich, że Rosja i tak doskonale wie, że Polska istnieje. I tak nie ma wątpliwości co do istoty polskiej polityki nie takiej jaka jest ale jaka powinna być, tzn. ze jest ona wroga imperializmowi rosyjskiemu. Proszę pamiętać, że Putin oskarżył Polskę i Litwę o szkolenie bojowników z Majdanu, chociaż jako żywo nikt ich tutaj nie szkolił, co nie przeszkadzało propagandzie kremlowskiej. Słyszałem już nawet o naocznych rzekomych świadkach z Donbasu, którzy widzieli polskie myśliwce bombardujące pozycje rosyjskie na froncie, więc cokolwiek byśmy nie zrobili i tak będziemy potraktowani jak wróg albowiem póki Rosja nie panuje nad Polską nie może być pewna panowania nad Ukraina, Białorusią i Bałtami, a tego panowania pragnie.

   Polityka schodzenia z tej linii strzału nic nie da, ponadto Rosja nie prowadzi rywalizacji z Polską, tylko ze Stanami Zjednoczonymi, a główna strukturą obecności amerykańskiej w Europie, w tym w Europie Środkowej jest NATO. A zagrożenie Polsce i państwom bałtyckim w nadziei że nie nastąpi reakcja starego NATO jest jedyną wyobrażalną drogą załamania powagi gwarancji natowskich a zatem rozbicia całego sojuszu co jest głównym celem rosyjskim. Jeśli Rosji się powiedzie na Ukrainie, to Rosja podejmie próbę rozbicia NATO poprzez agresję na państwa bałtyckie najpierw - jako małe i niezdolne do stawienia skutecznego oporu agresji rosyjskiej, natomiast jako doskonały papierek lakmusowy testujący rzeczywistą spoistość NATO i jeśli ten test wypadnie pozytywnie z punktu widzenia Kremla, to ciosem dobijającym spoistość NATO może być właśnie agresja na Polskę i wykazanie że nawet duży kraj natowski nie może zasadnie liczyć na gwarancje amerykańskie.

   Więc bez względu na to co zrobi Polska, ponieważ celem nie jest Polska, tylko wyparcie Stanów Zjednoczonych z Europy poprzez rozbicie sojuszu północnoatlantyckiego, cel który nie w tym wymiarze który opisałem i bez życzenia sobie takiego scenariusza nawet, ale w wymiarze politycznym podzielany jest przez Niemcy i Francję, które chciałyby zmniejszenia dominacji amerykańskiej na co z kolei liczą Rosjanie. To wszystko jest gra, która się będzie toczyła, czy nam się to podoba czy nie, czy będziemy wobec Rosji mili, czy będziemy niemili, to i tak znajdziemy się na linii ognia. Więc zamiast się chować i udawać że to przejdzie bokiem, skoro nie przejdzie, trzeba po prostu stawić temu czoła po męsku. I lepiej razem z Ukraińcami niż bez nich.

   W związku z tym uważam, że w fundamentalnym interesie Polski, która jest w równie fundamentalnym sporze z Rosją o swoje podstawowe interesy, które można by sprowadzić do dwóch wymiarów, do wymiaru suwerenności Rzeczypospolitej, rozumianej jako swoboda podejmowania decyzji przez wybrane przez obywateli Polski władze co do polityki polskiej odnośnie do kwestii bezpieczeństwa- czy mają tu być bazy polskie, amerykańskie czy jakiekolwiek inne, czy ma nie być baz rosyjskich, czy ma tutaj być tarcza rakietowa, czy nie być, czy mamy tutaj prowadzić tranzyt gazu rosyjskiego, czy też możemy sobie zbudować porty dla przyjmowania gazu z zewnątrz, czy mamy zajmować takie czy inne stanowisko w takich czy innych kwestiach międzynarodowych – to ma być decydowane w Warszawie i nigdzie indziej. I Rosja takiej sytuacji ścierpieć nie może. To jest jeden z elementów jej gry, by o tym czy tu mają być takie czy inne bazy, czy takie czy inne porty, takie czy inne gazociągi, żeby decydowano bez nas. To ma być decydowane między Moskwą, a mocarstw konceptem europejskich - bez nas. Na to zgodzić się nie możemy, w związku z tym spór jest nie do uniknięcia.

   W tej chwili pewnie nie ma czasu, ale zrobiłem swojego czasu taką listę, można wymienić bodajże trzydzieści dwa punkty sporne jakie miała Polska z Rosją o sprawy bieżące po roku 1989. Bo jest taki mit, że my się spieramy o historię. Nie spieramy się o historię, spieraliśmy się o bazy rosyjskie w Polsce o joint ventures, o flotę na Morzu Ochockim gdzie Rosjanie zamknęli łowiska, o pieremyczkę która miała wieźć przez terytorium Polski omijając Ukrainę i umożliwiając szantaż, spieraliśmy się o przystąpienie do NATO Polski , o przystąpienie do NATO państw bałtyckich, o interwencję amerykańską w Iraku, który przecież nie był sporem o to co będzie z Irakiem, tylko jakie ma być miejsce Stanów w Europie Środkowej, spieraliśmy się o kwestie gazowe, energetyczne, o wymiar wschodni Unii Europejskiej, o partnerstwo wschodnie Unii Europejskiej, o tranzyt do i z obwodu kaliningradzkiego itd. Można by trzydzieści parę takich punktów pokazać teraz, wcale nie chodzi o historię, o Katyń, nawet o kwestię, wybaczcie państwo, symboliczną jaką jest w dużej mierze katastrofa smoleńska i to co się wokół niej działo. Tu chodzi o fundamentalne interesy bezpieczeństwa i niepodległości Polski, które są sprzeczne z interesami imperialnej Rosji, a innej Rosji niż imperialna nie ma póki co i nie zanosi się żeby była.

   I drugim takim obszarem sporu jest spór o to samo, o suwerenność, tylko że narodów położonych między Polską a Rosją. Te spory które mieliśmy dotyczyły przecież polskiego wsparcia najpierw dla niepodległości Ukrainy, Białorusi i państw bałtyckich. Polska jako pierwsza uznała Ukrainę, później wsparcia dla Czeczeńców, później wymiaru wschodniego Unii Europejskiej, później partnerstwa wschodniego, stowarzyszeń tych krajów z Unią Europejską, współpracy z NATO, przecież był i batalion polsko-litewski, batalion polsko-ukraiński i wspólne kontyngenty w byłej Jugosławii i w Iraku. To wszystko oddziaływało na relacje polsko-rosyjskie. Była też Gruzja i wizyta prezydenta Polski razem z innymi przywódcami. Często się pokazywało śp. Prezydenta jako człowieka, który miał jakieś szalone pomysły, w takim razie trzeba by udowodnić tezę, że jednocześnie oszaleli przywódcy innych państw Europy Środkowej. To jest dowód prymitywizmu interpretacyjnego przeciwników politycznych prezydenta Kaczyńskiego, którzy poza szaleństwem nie są w stanie wytłumaczyć w żaden inny sposób uczestniczenia przywódcy Estonii, Łotwy, Litwy i Ukrainy we wspólnej wyprawie do Tbilisi. To wszystko było dlatego żeby się przypodobać Lechowi Kaczyńskiemu? Czy też może każdy jednak uznał w ramach procedur analitycznych ich państw demokratycznych, możemy uznać że na Ukrainie nie, ale pozostałe kraje były demokratyczne, że to leży w ich interesie i że należy się temu ekspansjonizmowi rosyjskiemu przeciwstawić.

   To samo przecież dotyczyło całej polityki energetycznej związanej z GUAM swego czasu, czyli Gruzja, Ukrainą, Azerbejdżanem i Mołdawią ze szczytami energetycznymi GUAM w Kijowie, Kiszyniowie, Wilnie i Krakowie. To był ten obszar działania, który Polska prowadziła i który w sposób oczywisty był sprzeczny z interesami rosyjskimi. Zresztą podobnie jak podmiotowość polska w Unii Europejskiej – ona jest sprzeczna z interesami rosyjskimi bowiem wzbrania przekształcenia całego systemu w system dyrektoriatu europejskiego z Niemcami, Francją, Włochami i Wielką Brytanią i Rosją jako dyrektorami. Nie chcę przez to powiedzieć że wszystkie wymienione państwa są zainteresowane tym systemem, to jest rosyjski obraz jaka sytuacja powinna być. Brytyjczycy wyszli z tego po zamordowaniu Litwinienki, była słynna deklaracja brytyjskiego wywiadu, że brytyjskie służby specjalne mają ustalony pogląd na temat mordowania poddanych Jej Królewskiej Mości na terytorium Zjednoczonego Królestwa, nie podlega ten pogląd dalszym dyskusjom. To był koniec projektu przedłużenia gazociągu bałtyckiego, tego ze Schroederem w roli głównej do Bacton. On miał być z Greifswaldu później przez Niemcy, poprowadzony dalej do wybrzeży brytyjskiego Bacton i Anglicy podziękowali po tym wydarzeniu, więc jak widać Rosja tego typu politykę prowadzi nie tylko wobec Polski.

   I tutaj układność, uniżoność czy próba zaspokojenia żądań rosyjskich nic nie da, to jest tylko ustępowanie do granicy, która jest horyzontem – która się będzie zawsze odsuwać aż w końcu obudzimy się w jedynym akceptowalnym punkcie z punktu widzenia przyjaźni między Rosją, a krajem sąsiednim. Do tego punktu zbliża się Białoruś, ale też ostatnio fronduje, więc takiego punktu po prostu nie ma, zgodnie ze starym dowcipem: Z kim graniczy Rosja? Z kim chce. A z kim chce? Z nikim.

 

Z Archiwum Związku Strzeleckiego Rzeczypospolitej

Nasze Archiwum nie próżnuje i z każdym dniem wzbogaca się o nowe materiały ...
Tym razem mamy dla Państwa perełkę wydaną 20 września 1925 roku w Warszawie. ...
Nasze Archiwum Strzeleckie wciąż wzbogaca się o nowe materiały. Tym razem ...
Prezentujemy pierwszy unikalny eksponat z naszego Strzeleckiego Archiwum, który ...

Kontakt

 

  • Związek Strzelecki Rzeczypospolitej,
    94-056 Łódź
    ul. Kostki Napierskiego 6 m. 1
  • Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
  • wkrótce